Już nie raz powiątpiewałem w zasadność wydania ścieżek dźwiękowych z instalacji dźwiękowych, z muzycznych performensów, czy wystaw. Nie oznacza to bynajmniej, że jestem zagorzałym przeciwnikiem wydawania takowych – raczej chodzi o to, że cenię sobie odbiór performensu jako całości, lubię je przyjmować z całym dobrodziejstwem inwentarza. Muzyczne ilustracje do dzieł, które są ponadmuzyczne lub nawet ponaddźwiękowe niejednokrotnie nużą niemiłosiernie i dopiero rzetelne creditsy są w stanie dać ten spokój związany ze zrozumiałym odbiorem pewnych muzycznych doświadczeń (o ile zrozumienie jest potrzebne).
Te i inne obiekcje w większości nie mają zastosowania do „The Greatest Hits” Zorki Wollny i Anny Szwajgier. Co mnie bardzo ucieszyło przy okazji odbioru tego najnowszego wydawnictwa labela -Super- ze Szczecina i Łodzi to przystosowanie zarejestrowanych wrażeń dźwiękowych do muzycznego formatu. I tak o ile w przypadku wydawnictw muzycznych to żaden wyczyn, a podstawowy wymóg, tak w przypadku próby rejestracji i przekazania wrażeń dźwiękowych wydawca tudzież odpowiedzialne za „The Greatest Hits” artystki zracjonalizowały potrzebę przekazania tych wrażeń selekcjonując najciekawsze z nich i tworząc swoistą składankę.
Jednocześnie zaś „The Greatest Hits” mogłyby zasługiwać na nazwę „Miniatury”, ale ta została już wykorzystana, wszak jedne ciekawe „Miniatury” zostały już wydane w tym roku przez Eugeniusza Rudnika. Starego mistrza wywołuję nie bez powodu, bo niektóre z „utworów” wykorzystują niechcianą soniczną materię by złożyć ją w jedną całość. Posłuchajcie zresztą „Songs of the Sublime for nine performers and the architecture of Turner Contemporary” – to nic jak pocięte fragmenty najlepszych dźwiękowych wrażeń z tytułowego performensu. Od początku oderza minimalizm wykorzystanych środków jakimi jest słowo oraz inne dźwięki wydawane paszczą, wszystko przetworzone przez obłędne naturalne echo budynku, który stanowi jeden z głównych instrumentów. Inne dźwięki również są niezwykle intrygujące. W niektórych momentach chciałoby się słyszeć syntezatory, ale to prawdopodobnie pręt zbrojeniowy ciągnięty po betonowej posadzce. Czasem się słyszy cyfrowe ziarno białego szumu, ale to raczej syczący chór. Chór czasem przywodzi na myśl „Pasję według świętego Łukasza” Pendereckiego gdzie jakieś dziady robią „łuuu”, a z drugiej jakieś dziadule robią „łiiiii”, ale to na szczęście nie jest takie proste. Niezależnie od źródeł dźwięku są one co najmniej intrygujące. Całość wzmaga przejmująca cisza, w której zatopione są zarówno dźwięki wydawane przez publiczność (o ile taka tam była – kroki, rozmowy, chrząknięcia, śmiechy) jak i perforemów. Dlatego też można odbierać „The Greatest Hits” nie tylko jako dźwiękową rejestrację wydarzenia, ale jako swoisty field recording z wydarzenia. Poza tym wykorzystanie (prawdopodobnie) niezamplifikowanych obiektów, braku syntezatorów, oparciu się na dźwiękach akustycznych przywodzi na myśl filozofię nagrań awangardowej grupy Osjan, która przez jej twórców nie była nazywana tyle grupą muzyczną lub zespołem co „teatrem naturalnego dźwięku”, której jedna z płyt zatytuowana była „Rytuał dźwięku i ciszy”.
„The Greatest Hits” są ważne przede wszystkim z jednego powodu – podkreślenia znaczenia przestrzeni nagrania – to nie tylko industrialne, (choć nie industrialowe) przestrzenie hali w supermarkecie, ale także kaplica czy nawet wzgórze, które gra świerszczami. Przestrzeń nagrania nie jest traktowana tylko jako pretekst do zamieszczenia go w tytule utworu. Artystki podkreślają, że przestrzenie i architektura również mogą stanowić instrument jak również element przetwarzający dźwięk, choćby przez naturalny pogłos. Jednak nie ma polskiej muzyce zbyt wielu wydawnictw, które podkreślałyby jako źródeł dźwięku przestrzeni i architektury.
I o ile moja finalna ocena tego materiału jest lepsza niżbym się spodziewał, tak ciągle czuję niedosyt mojej nieobecnośći podczas zarejestrowanych na kasecie wydarzeń. Oprócz słyszalności przestrzeni, jej swoistej akustyki to niektóre z nich mają zdolność psychoaktywnego wpływania na uczestników, przede wszystkim w momentach generacji rachitycznych i naturalnych sobie dźwięków. Niemniej obiekcje te kieruję tylko względem siebie. Pozostawiam słuchaczom, w tym sobie, kolejne chwile z wydobywania wrażeń z „The Greatest Hits”, które są mi miłe i bliskie.
Opublikowano na portalu KULTURA STAROCI, wrzesień 2015