Jelenia Góra / Wzgórze Kościuszki – miejsce nad stawem / czerwcowy wieczór…
„Prosimy o zamknięcie oczu i zapraszamy na koncert…”
Rozbrzmiewają odgłosy ptaków, śpiew, rożne intonacje – głosy czyste, ornamenty dźwięków, onomatopeje, glosalia; zaklęcia, przyśpiewki, wróżby? Uśmiechasz się sam do siebie, śpiew przynosi ukojenie, poddajesz się temu, już nie trzeba nawet otwierać oczu, godzisz się na to. Szumy, plumkania, buczenia dochodzące z przeróżnych stron sprawiają wrażenie jakby było się w środku czegoś niezwykłego, tętniącego życiem, zintensyfikowanego, w przedświcie czegoś ważnego, dziwnego, rytualnego, przerażającego, ale jakby bliskiego – w lesie, nad mokradłami. Śpiew dziewcząt i młodzieńców – można usłyszeć w nim świeżość, chęć życia, ciekawość, wolność. Śmieją się do siebie i odpowiadają sobie śmiechem, wtórują sobie i powtarzają za sobą zalotnie.
– „Aniu” – wołanie, śpiew ptaków, wołanie, cisza. Pozorny spokój przerywa męski śmiech, krzyk i powietrze ponowne rozdziera nawoływanie kobiecego imienia zalotnie i przerażająco za razem. Głosy przerywają ciszę, ale nie przeszkadzają, uspakajają, wydają się być przyjazne. Wtóruje im szum wody, plumkanie, przelewanie, cisza… Z oddali ponownie dochodzi śpiew, piękny, przywodzący na myśl znajomą melodię – może kołysanki, może rytualnej pieśni przodków, którą każdy z nas nosi w sobie? Szmer lasu, rzucane i rozsypujące się kamienie, ziarna a może żołędzie? Harmonia przesuwań, szurań i uderzeń gałęzi ze śpiewem ptaków, szeleszczącymi liśćmi drzew i szmerami. Męski głos nawołuje, echo odpowiada w oddali, głos niesiony przez wodę wraca, głosy żeńskie i męskie mnożą się stopniowo, osaczają. Nawoływanie przechodzi w śpiew – śpiew sylabiczny, melizmatyczny, monotonny, powtarzalny, wprowadzający w trans chór „słodkich” głosów młodości. Ukojenie przerywa dziki krzyk, odgłosy zdziwienia czy przerażenia najpierw pojedyncze mnożą się, są daleko i całkiem blisko, otaczają… i cisza – szum i plumkanie wody. Głośne, wyraźne, stanowcze, mocne męskie głosy przywołują imię pogańskiej bogini miłości i leczniczych roślin – Kupały, odpowiadają sobie, a może rywalizują ze sobą? Słowa pojawiają się co raz szybciej, staje się niebezpiecznie, są natarczywe, przerażający krzyk przerywa walkę, pojawia się dźwięk metalu, ostrego i zimnego, nieprzyjemnego, złego… Słyszymy ponownie śmiech, krzyk, i znowu śmiech – zalotny i szyderczy; gonitwa, śmiech, krzyk, gonitwa, śmiech, krzyk, śmiech, cisza… Szepty, wypowiadane słowa o nocy, wodzie, obrzędzie święta Kupały. Nieprzerwane szepty przywołują strach i podniecenie, wrażenie potęgują uderzenia bębenków, kamieni, gałęzi. Postukiwania nasilają się i przerywane są od czasu do czasu zawodzeniem zwierząt. Odgłosy nakładają się na siebie, przenikają się, są co raz nachalniejsze, otaczają. Stukanie, naprężone struny, odgłosy zwierząt stają się nieprzyjazne, „chore”. Niebezpiecznie wciągającą grę przerywa rozlanie się cieczy (może krwi?), odgłosy łamania i rozrzucenia… – przerażające i ekscytujące. Cisza a po chwili ponownie słyszymy szum… Cisza… Już nawet ptaki nie odpowiadają. Cisza dłuży się, choć minęło kila sekund – magiczne…
Było to 20 minut, a może cała noc niezwykłego koncertu przygotowanego przez Zorkę Wollny i Annę Szwajgier oraz Dominikę Górską, Joannę Kowalską, Agatę Mauzer, Wojciecha Bykowskiego, Piotra Kamolę, Jakuba Kopanieckiego, Dominika Rintera i Filipa Wieczorka. Dokonali oni niemożliwego – sprawili, iż prasłowiański rytuał obchodzony w najkrótszą noc w roku podczas przesilenia letniego w Noc Kupały – odżył i zaistniał. Działo się to oczywiście w innym wymiarze, w podświadomości.
Zadanie jakie postawiły sobie Zorka oraz Anna nie było proste. Wydaje się być niemożliwym „wyrwanie” dziś kogokolwiek z pędu codzienności i przeniesienie go do innego, wyimaginowanego świata. One jednak znalazły sposób – wystarczy przecież zamknąć oczy – to był początek, bez tego koncert nie udałby się. Dlatego temu kto sprostał zadaniu – gratuluję i cieszę się wspólnie doznanymi emocjami.
Trudno było się skupić – nieznane otoczenie, bliskość wody i lasu, wieczór, niemal obcy ludzie dookoła. Jednak kiedy się przez to przedarło rozpoczął się prawdziwy spektakl wyobraźni – bowiem koncert to zbyt mało na określenie tego zjawiska. Zapach wody, lasu, ludzi – wszystko to potęgowało wrażenia. Przez tych kilka chwil udało się przywołać echa pierwotnych instynktów, które przecież każdy z nas ma utajone głęboko w podświadomości. Udało się zanurzyć w święto ognia, wody, słońca i księżyca. Udało się poczuć obecność przerażających demonów wodnych czy leśnych. W kilkunastu minutach wykonawcy wykreowali za pomocą przeróżnych brzmień zjawisko łączące wiarę w młodość, miłość, radość z obcowania z naturą ale i złowieszczy charakter przyrody, tu: niebezpieczeństwo igraszek nad brzegiem rozlewisk, gdzie według dawnych wierzeń wodniki, wodnice i utopce zaczajały się na nieostrożnych ludzi chcących zażyć kąpieli przed Nocą Kupały. Pojawiły się więc piękne i wiecznie młode rusałki, wiły czy przerażające topielce, ale także dobierający się w pary młodzi, dla których Noc Kupały była jedyną możliwością przerwania zwyczaju zamążpójścia z wyboru opiekunów. Emocje te zostały znakomicie odrysowane, zwłaszcza jeśli poddamy się myśleniu dawnych Słowian przyjmujących, iż to co nadprzyrodzone przejawia się w codziennym życiu, w przyrodzie nas otaczającej.
W performance tym Zorka pomogła wyzwolić emocje, subtelnie zaingerowała w prywatną przestrzeń odbiorcy. Zaczęła prowokować raz strachem innym razem czymś tak miłym, że aż trudno to było znieść. Wszystkie te zabiegi wpisują się w słowiańskie rytuały: zmiany tępa, spontaniczność, wrzaski czy poddanie się siłom natury i żywiołów. Zaproszenie gości perfromance nad jezioro było kolejnym elementem na drodze do przywołania atmosfery słowiańskiego obrzędu. Naturalne dźwięki przyrody, polifoniczne szemranie wody pozwoliły na wyłonienie się snów i podświadomych myśli oraz na spostrzeżenie, a raczej usłyszenie tego co nieuchwytne, na wskazanie związków między naturą a wyobraźnią. To z wodą przecież najczęściej porównywalny być może stan śnienia, wzmocniony w tym przypadku pewnym oderwaniem od rzeczywistości poprzez zamknięcie oczu.
Zorka nie pozostawiła nas samym sobie. W poddaniu się i wczuciu w atmosferę sobótkowych obrzędów pomógł rozpropagowany przed koncertem fragment „futurystycznego manifestu” Juliana Tuwima „Słopiewnie”, a pefromance był muzycznym obrazem dźwięków nastrojowego utworu „Wanda” :
Woda Wanda wiślana / głaź głębica srebliwa
po ciemnurzu pazurem / wodzi jaskro księżawiec
sino płynie dno śpiewa / woda wanda ruślana
czesze włosy świetłodzie / topiel dziewny kniaziówny.
Performance ten stał się przemyślnym, a za razem pełnym intuicyjnych i spontanicznych zachowań koncertem – spektaklem. Grupa młodych, otwartych, ciekawych świata i chcących eksperymentować ludzi stworzyła ten „obraz” w kilka dni.
Tekst dla BWA Jelenia Góra, 2010