Gniewaj się!
AGATA M. SKRZYPEK
Dialog – Miesięcznik poświęcony dramaturgii współczesnej. 06 LIS, 2020
Z ulgą weszliśmy na teren Szkoły i dopiero wtedy zwolniliśmy kroku. Kwadrans wcześniej wycofywaliśmy się razem z lekko spanikowanym tłumem spod Ronda de Gaulle’a, gdzie narodowcy rzucili kilka petard. Na Aleje Jerozolimskie wróciliśmy bliżej Ronda Dmowskiego. Ponieważ ulica była zupełnie zatkana, znów weszliśmy między budynki i dotarliśmy do Komuny//Warszawa od strony Wspólnej, tam z kolei z konieczności musieliśmy przejść obok uzbrojonych po pachy żandarmów chroniących kościół św. Barbary. Na widok naszych transparentów ustawili się szczelniej przy bramie wejściowej. My byliśmy we dwójkę.
Nasza wędrówka przez miasto w pamiętny piątkowy wieczór 30 października 2020 wydaje mi się teraz dodatkową performatywną odpowiedzią na kuratorską refleksję o „Terenie wspólnym”, programie, w ramach którego powstała między innymi praca Let’s Make Noise, Sisters! Zorki Wollny:
Teren wspólny to miejsce, w którym możesz odwrócić się plecami od innych, od nie-swoich. Teren wspólny, pospiesznie grodzony. Teren wspólny, teren chroniony. Daje schronienie, ale i bywa zagrożeniem. Obszar z twoim kawałkiem przestrzeni, który współkształtujesz, o który dbasz albo nie, z którym się identyfikujesz albo na który nie możesz patrzeć. Do kogo właściwie należy? Kto wyznacza jego ramy i wyrysowuje granice?
– można przeczytać na stronie Komuny.
Zorka Wollny, artystka interdyscyplinarna, kompozytorka i performerka, powołana niedawno na stanowisko pełnomocniczki ds. równego traktowania w Akademii Sztuki w Szczecinie, eksploruje teren manifestów kobiecego gniewu. Jest to obszar zdecydowanie jednoczący, inkluzywny, nie separujący. Oczywiście można powiedzieć, że nie tylko o gniew tu chodzi, bo i o role społeczne, czary i szaleństwo, rozmaite wykluczenia oraz zagrożenia, stereotypy i kapitalistyczne zawłaszczenia ciał, ale wszystkie te tematy zebrane zostały pod szyldem jednej kluczowej, zwykle tłumionej i kulturowo męskocentrycznej emocji.
Aktywistka i pisarka Lindy West w swojej książce The Witches Are Coming 1 pisze, że przez dwadzieścia lat nabierała odwagi, by się choć raz rozgniewać – i dopiero wtedy zaczęła się określać jako feministka. „W gniewie żyjemy pełniej, swobodniej, intensywniej, bardziej wrażliwie, bardziej politycznie”, przekonuje dziennikarka i eseistka Soraya Chemaly. 2 Zresztą samo Let’s Make Noise, Sisters! oznacza dosłownie zrobienie hałasu w duchu utopijnego i równościowego siostrzeństwa, ale jest też zagrzaniem do działania, zwrócenia na siebie uwagi, mówienia własnym głosem, zabierania go śmiało, we wspólnocie.
Spektakl-instalacja, powstały we współpracy Zorki Wollny z ponad dwudziestoma polskimi i zagranicznymi artystkami, składa się z dziesięciu artystycznych przystanków. W swojej formie i dramaturgii wpisuje się całkowicie w format wystawy galeryjnej. Większość performansów utrwalono w formie klipów filmowych i można oglądać je wielokrotnie, w dowolnej kolejności, zwiedzając przy okazji teren Szkoły. Kilka z nich, szczególnie Więcej miłości i Strych szalonych kobiet, ogląda się jak świadectwo dłuższego procesu poszukiwań artystycznych, łączących techniki oddechu i emisji głosu z pracą z ciałem i energią, czerpanych z przeróżnych źródeł, obrzędów i porządków (ludowych, dalekowschodnich, historycznych). Inne – jak Rytuały wzmacniające czy Jesteśmy wkurzone – miały formę intymnych performansów dokamerowych.
Na pierwszy plan wybijają się dwa performanse na żywo – Haft i Ballada o wyzysku i powstaniu. Pierwszy rozpoczyna się kojącym obyczajowym obrazem długiego rzędu kobiet wyszywających coś kolorowymi nićmi na wstędze białego materiału, nucących zgodnie pod nosem. Z cichego mamrotania wyrywają im się jednak – niczym przebłyski podświadomości – słowa: przemoc, gwałt, homofobia, seksizm, dziaderstwo, za każdym razem podsumowywane refrenem w rytmie walczyka: „niech się ciebie pozbędę, pozbędę, pozbędę”. Przyśpiewka i hasła stopniowo przybierają na sile, zmieniają się w syki, powarkiwania, pomruki, mlaski, w dźwięki pochodzące z miejsc najgłębiej rezonujących w ciele. Akompaniuje im coraz głośniejsza perkusja, która nie wiadomo, czy próbuje głos wyszywających zagłuszyć czy odwrotnie, zmusić je do krzyku, jeśli chcą być słyszane, do wypowiedzenia pełnym głosem niezgody na przemoc domową, podziały rasowe i molestowanie. Jednocześnie ważne wydaje mi się to, że w gniewnej partyturze nie ma miejsca na chaos i przypadek – głosy i oddechy są zsynchronizowane, dźwięki współbrzmiące, a całość dyscyplinuje rytm. Rozjuszona wspólnota o silnych ramach, sublimacja gniewu w dzieło sztuki.
Przeczytaj całość recenzji w czasopiśmie „Dialog“;